Thursday 18 October 2012

rogi

metaforyczne urosly

Rano Klara poczęstowana bananem, nerwowo zamachała rękoma odgoniwszy banana, ojca i wszystkie muchy z okolicy. Jednak nie muchy w nosie.
Po południu odebrana od Kate, z uśmiechem na twarzy do momentu zapinania pasami w samochodzie. Wrzask, próby ucieczki i chwytanie czego się da jakby te pasy parzyły.
Dotarłyśmy do domu, teraz Klara nie chce wyjść z samochodu. Dałam jej 10 minut na wciśnięcie wszystkich możliwych guzików i poużywaniu kierownicy ale czas minął i mała syrena zawyła, już na zewnątrz samochodu. Czekałam cierpliwe a ojciec obudzony, powstał z piernatów. Królik ją odciagnął.
Do domu przezornie wniosłam, nie dając okazji na wybryki po drodze.
Próba jedzeniowa, nieudana, jak również podejście do przygotowania czegoś sensownego na lunch.
Próba spaniowa, fiasko, chodź Klara słania się i na oczy ledwo widzi.
Co chwila nowa zabawa a wszystkie kończą się jękami niezadowolenia.
Klara załadowana do łóżeczka w odwecie wywala smoczka(!), królika(!), Opsy Daisy, poduszkę, kołdrę, prześcieradło i wyciąga  materac. Zabieram ją z łóżka zanim skoczy na główkę.
Kładzie się na podłodze na wykonanym legowisku ale już po 15 sekundach wciąga barłóg na łóżko zapasowe-dorosłe.
Układa się do snu a  ja czmycham. Dogania mnie w salonie. Wracamy razem w pościel.T znaczy ja wróciłam a Klara postanowiła włączyć światło (środek słonecznego dnia). Tłumaczę że nie potrzebujemy, że snu to i owszem, nie przekonałam. Stoi z wyciągnietymi rękoma i się wydziera. Zamachałam królikiem i to wystarczyło, przyszła, wdrapała się na posłane osobiście wyrko i raz dwa trzy Klara śpi.

Ja rozumiem że nowy ząb i ulubiona ciotka odjechała i zmęczenie po gościach ale córko, daj żyć...


No comments:

Post a Comment